lundi 21 février 2011

Artykuł o Zapolskiej - Wywiad


Le présent article de Seine & Vistule reprend un entretien récemment paru en polonais et en français dans Gazeta paryska, entre la rédactrice de ce magazine, Irena Filus, et moi-même, à propos de Gabriela Zapolska. Cet article a été traduit du polonais en français par Michel Szczesny. Tous deux ont eu la gentillesse de m’autoriser à publier ces deux versions ici. Il va de soi que leurs droits respectifs relatifs à cet article ne sont pas affectés par ces autorisations.
Revue culturelle à vocation européenne, Gazeta paryska est éditée par KULTURALNA EUROPA, association qui favorise expositions, concerts, rencontres littéraires et autres manifestations culturelles.
Pour en savoir plus : http://www.gazetaparyska.fr
Pour contacter le traducteur, Michel Szczesny : m.szczesny@free.fr

Niniejszy artykuł w formie wywiadu, który przeprowadziła ze mną na Irena Filus, redaktorka Gazety paryskiej w języku polskim i francuskim o Gabrieli Zapolskiej, zostanie opublikowany w moim blogu Seine & Vistule. Autorem wersji francuskiej jest Michał Szczęsny. Zarówno Irena Filus jak i Michał Szczęsny autoryzowali publikacje tego artykułu w blogu w Seine & Vistule.
Gazeta paryska, jest publikowana przez Stowarzyszenie KULTURALNA EUROPA, która organizuje wystawy, koncerty, spotkania literackie i inne manifestacje kulturalne w Paryżu.

Więcej na ten temat: http://www.gazetaparyska.fr 
Adres tłumacza artykułu: m.szczesny@free.fr
___________________________________________________________

ZMUSZĘ FRANCUZÓW
D O    A P L A U Z U

Z takim marzeniem, polska aktorka i dramatopisarka – Gabriela Zapolska dotarła do Paryża końca XIX wieku, we wrześniu 1889 roku, po otwarciu Wystawy Powszechnej i inauguracji wieży Eiffel’a. Pragnęła zamieszkać na Montmartre i w okolicy znalazła lokum pod adresem: 4 avenue de Clichy. Twierdziła, że język ma jako tako opanowany, pisała o tym do Marii Szeligi: - Znam francuski dosyć dobrze, bo tłumaczę Théophila Gautier bez słownika. Więc jakoś dam sobie radę, wejdę na scenę i po roku będę mówiła jak rodowita Francuzka. Nie był to łatwy okres dla wyemancypowanych kobiet, ale Zapolska pełna entuzjazmu zamknęła właśnie za sobą drzwi świata, który przynosił jej same rozczarowania.

Articles et lettres de Gabriela Zapolska sous le titre
 Madame  Zapolska et la Scène parisienne
 Textes traduits par  Lisbeth Virol et  Arturo Nevill
 Éditions La Femme pressée  –  Collection L’Européenne

Jaka była przyczyna podjęcia tak desperackiej decyzji? pytanie to kieruję do Elżbiety Koślacz-Virol (pseudonim Lisbeth Virol), która jest jednym z najbardziej wiarygodnych autorytetów, jeśli chodzi o życie autorki Moralności pani Dulskiej; jej praca doktorska na temat Zapolskiej licząca 350 stron przygotowywana była przez wiele lat.
   Zapolska przyjechała do Paryża mając 32 lata. Tuż przedtem, będąc z teatrem na objeździe, w hotelu w Piotrkowie Trybunalskim usiłowała popełnić samobójstwo. Miała dużo problemów osobistych, opuściła męża, zaszła w ciążę z Marianem Gawalewiczem, dyrektorem jednego z warszawskich teatrów, pojechała do Wiednia, żeby urodzić dziecko, które wkrótce zmarło. Rodzina ją wyklęła. Miała pasję do aktorstwa, ale również zaczęła pisać pod wpływem Gawalewicza, z którym była związana w Towarzystwie Dobroczynności, gdzie stawiała pierwsze kroki na scenie. Jej mąż był oficerem w służbie cara. Rozwód z nim otrzymała dopiero 8 lat później. Potem włóczyła się trochę jak Czajka z Czechowa w teatrach objazdowych po różnych zaborach, w okropnych warunkach i w zależności gdzie grała, albo pisano dytyramby na jej temat, jak to miało miejsce w Poznaniu albo krytykowano jej grę w zaborze rosyjskim.
 
Z czego więc żyła po przyjeździe do Paryża?
   Stwierdziła, że Paryż jest bardzo drogim i trudnym miastem, więc na początku obracała się w polskim środowisku, ale potem zaczęła się od niego oddalać doskonaląc język, bo jej marzeniem było stanąć na francuskiej scenie i zmusić Francuzów do aplauzu. Od samego początku pisała artykuły do dwóch pism polskich: Kuriera Warszawskiego i Przeglądu Tygodniowego i od tego pierwszego dostała kartę korespondenta. Jej felietony to kopalnia pereł: – wizyta u Aristide’a Bruant (nie podobało jej się, choć doceniała jego piosenki, że czerpał zysk z nędzy, o której pisał), – wrażenia z Wystawy Powszechnej; - atrakcją było także pójście na plac de la Roquette, żeby zobaczyć egzekucję pewnej kobiety i jej syna. Była ciekawa wszystkiego i napisała wiele artykułów oraz listów (wydanych w latach 70-tych), których adresatami są Stefan Laurysiewicz, handlowiec i Adam Wiślicki, redaktor Przeglądu Tygodniowego oraz kilka innych osób. Miała też boga¬tych znajomych, takich jak Stanisław Rzewuski, bankier Oksza Orzechowski, którzy opłacali jej lekcje teatru i wspomagali materialnie. Wierzyła w siebie, lecz ta jej żywotność była źle odczytywana, mówiono o niej, że nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć cel. Nie miała, więc, łatwego życia. Zapisała się do Konserwatorium Teatralnego, jako obcokrajowiec uczący się języka na scenę, żeby wejść do ekipy Comédie-Française. W 1892 roku dzięki Séverine – dziennikarce francuskiej oraz Rzewuskiemu dostała się do teatru André Antoine’a. Sam mistrz udzielał jej lekcji mając nadzieję, że pozbędzie się szybko akcentu, tymczasem grała role drugoplanowe, z których wywiązywała się bardzo dobrze. Mówią o tym liczne ówczesne krytyki.

Jak długi był to okres?
   Sześcioletni, ale za to bardzo intensywny i ciężki. Nigdy właściwie nie mówiło się o jej stanie zdrowia; po tym jak targnęła się na życie, siarka wyżarła jej śluzówkę żołądka. Krwawiła, miała coś w rodzaju wrzodów, a jednocześnie problemy ginekologiczne. Od roku 1893 związana była z nabistą Paul’em Sérusier, mieli ze sobą fantastyczny kontakt. On jej przekazywał wiedzę o malarstwie, i o duchowości. Pod jego wpływem przestała bać się śmierci, a z kolei jego paleta barw stała się w tym okresie jaśniejsza. Zaproponował jej małżeństwo. W 1895 roku zapragnęła pojechać do Polski, żeby zdobyć materiały do powieści, którą miała zamiar napisać. Chciała wrócić, mówiła nawet, że zabierze ze sobą Francuzkę, żeby nie zapomnieć akcentu. Po przyjeździe do kraju przyjęto ją z honorami. Niestety, po trzech latach stwierdziła, że żałuje swojej decyzji. Było już za późno na powrót. Pod koniec swego pobytu w Paryżu napisała, że stała się człowiekiem: …kim byłam dawniej? maszyną bezrozumną gnaną wolą wiatrów i mych wydawców. Sérusier po wyjeździe Zapolskiej dostał depresji nerwowej. Cała korespondencja pomiędzy nimi została zniszczona na życzenie jego żony, młodej studentki malarstwa.

I tak się skończyła paryska kariera Zapolskiej. Czy twoje losy były podobne? Bo przecież też jesteś aktorką, a Zapolska stała się przedmiotem twoich studiów?
   I tak i nie, bo ja wyszłam w Polsce za mąż za artystę malarza i architekta wnętrz, który w latach 60-tych, zdecydował, że wyjedzie do Francji. W przeciwieństwie do Zapolskiej grałam na scenie Teatru Klasycznego w Pałacu Kultury pierwszoplanowe role, jak również w Teatrze Telewizji. Byłam przeciążona pracą i potraktowałam wyjazd, jako roczny bezpłatny wypoczynek. Nie znałam francuskiego. Jednak dyrektor teatru nie przedłużył mi kontraktu i zaangażował, kogo innego na moje miejsce. Zrozumiałam wtedy, że straciłam cel swojego życia. Nie miałam zbyt dużych szans na francuskiej scenie, byłam, co prawda młoda, ale nie wyglądałam na gwiazdę. Przez cały czas walczyłam z językiem, gdyż nie mogłam grać klasyki. Dopiero po latach czytając listy Zapolskiej odkryłam, jak ona się męczyła z akcentem, po to żeby zagrać na obcej scenie. Zrozumiałam, czym on jest dla aktorki, że wyłazi jak szydło z worka nie pozwalając na oddanie prawdziwych emocji.

Ale nie wróciłaś jednak do kraju?
   Bałam się powrotu do pracy gdzieś na prowincji i wegetacji z maleńkim dzieckiem. Nie mogłabym też od razu wywieźć córki. Żyłam niemal w nędzy, ale w końcu wywalczyłam sobie pierwszą kartę pracy, nauczyłam się pisać na maszynie, zaczęłam tłumaczyć, potem poznałam mego obecnego męża. Powoli wróciłam do teatru. W Teatrze Międzynarodowym w Cité Universitaire, zaczęłam uczestniczyć w wielu ateliers de création, gdzie poznałam wielu ciekawych reżyserów, aktorów. Potem poszłam do szkoły Jean-Laurent Cochet, tego, który ukształtował Gérard’a Depardieu i Isabelle Huppert; Cochet bardzo mnie polubił. To u niego przerobiłam po francusku całą klasykę. Dlatego tak wyszlifowałam sobie język. Właściwie dopiero po moim doktoracie zaczęłam prezentować twórczość Zapolskiej na scenie.

No właśnie, swoje zainteresowanie Zapolską postanowiłaś uwieńczyć doktoratem na Sorbonie?
   Robiłam go pod kierunkiem Martine de Rougemont, co trwało 3 lata, ale samo przygotowanie do doktoratu aż 10. Mój polski dyplom magisterski uznano już w latach 60-tych, lecz ciągle niewystarczająco znałam język. Pierwszy dyplom tzw. studium przed-doktoranckie traktował o Zapolskiej w Paryżu a doktorat pisałam o Gabrieli Zapolskiej, polskiej aktorce pod koniec XIX wieku. Pokazuje jej drogę i karierę w Polsce, we Francji i znowu w Polsce. Opierałam się na pracy doktorskiej prof. Jadwigi Czachowskiej Kalendarium, miałam w niej wszystko dokładnie, chronologicznie opisane. Bardzo się ucieszyła, że znów podjęłam ten temat. Także prof. Danuta Knysz-Tomaszewska, która przyjechała na obronę mojego doktoratu.

Co jest takiego nowatorskiego w twojej pracy?
   Opierałam się na mało znanych materiałach znalezionych we Francji. W latach 50-tych prof. Zbigniew Raszewski napisał mały esej – Paryskimi śladami Zapolskiej, przetłumaczyłam go, ale po przemyśleniu tego, co napisał, nie byłam taka przekonana, że Zapolska była mierną aktorką, jak o niej zawsze mówiono. Szczególnie mężczyźni mieli zróżnicowane opinie. Uznano ją natomiast za znakomitego dramaturga. Zainteresowało mnie to i zaczęłam szukać własnej prawdy. Zapolska była aktorką przez 20 lat, prasa francuska oddała jej hołd, bo zagrała role charakterystyczne, choć nie można porównywać jej do Ireny Solskiej, czy Heleny Modrzejewskiej. Przede wszystkim przeniosła z Francji pewne sztuki, które sama przetłumaczyła, nauczyła się gry naturalistycznej, dokładnie takiej, jaką odkryłam później dzięki moim profesorom z PWST w Warszawie – pani Stanisławie Perzanowskiej czy Marianowi Wyrzykowskiemu. Oni wywodzili się z Reduty, a w tym teatrze liczyła się taka sama zasada jak u Antoine’a. Nagle zrozumiałam, że są jakieś wspólne koneksje, bo ja też byłam wychowana w prostocie na scenę. Zapolska przywiozła z Francji do Polski styl gry, to jej, jako jedynej aktorce polskiej udało się zagrać na francuskiej scenie, bo inne, nawet wielkie nie dały sobie rady z językiem. Modrzejewska odmówiła panu Alexandrowi Dumas fils gry po francusku w jego Damie Kameliowej, bo wołała grać po angielsku, a z kolei Maria Wisnowska, która przyjechała do Paryża poparta przez Edouard’a Pailleron, autora sztuk dramatycznych, nie dostała się na scenę i wróciła do kraju.


Jak długo trwała kariera aktorki Zapolskiej po powrocie do Polski?
   Przyjechała do kraju ukształtowana przez Antoine’a w teatrze naturalistycznym (Théâtre Libre), Tadeusz Pawlikowski przyjął ją do teatru w Krakowie, bo wiedział, że we Francji, pojawiają się nowe kierunki w sztuce, sam był u Antoine’a i znał metodę jego pracy. Grała w repertuarze Antoine’a który sama prze-tłumaczyła. W teatrze krakowskim Zapolska wywalczyła sobie pozycję, miała nawet swoją lożę, którą ozdobił sam Stanisław Wyspiański. Potem przyszła młodsza aktorka, która uwiodła dyrektora i Zapolska zeszła na dalszy plan. Przestała grać dopiero w 1900 roku, ale kontynuowała karierę dramatopisarki. Jeszcze w Polsce zaczęła pisać pierwsze powieści, ale dopiero w roku 1906 powstała Moralność Pani Dulskiej i inne znane sztuki jak Skiz czy Panna Maliczewska. Właśnie, dlatego w naszej świadomości istnieje bardziej, jako autorka niż aktorka. Aleksander Karandiejew, prezes Warszawskich Teatrów Rządowych, który dbał bardzo o ich poziom artystyczny, zamówił u niej także tłumaczenia pewnych sztuk, co spowodowało krytyki Kazimierza Zalewskiego i Bolesława Prusa, że jest za dobrze opłacana. Zapolska sprowadziła również makietę sztuki ArlésienneAlphonse‘a Daudet do Polski.

Można, więc powiedzieć, że jak na owe czasy Gabriela Zapolska była kobietą na wskroś nowoczesną i nie ulegającą konwenansom. Postacią z krwi i kości, którą w różnych wersjach przeniosła do literatury. To właśnie tak bardzo w niej fascynuje współczesnych, aż do dziś.

Rozm. Irena Filus

Aucun commentaire: